Oto przedstawiam bardzo prosty w wykonaniu deser (przygotowanie 10 minut maks, pieczenie około 20 minut), który was zaskoczy. Na zewnątrz zobaczycie delikatną, chrupiącą i rumianą skórkę aby po rozkrojeniu odkryć wilgotne, budyniowate, słodkie wnętrze. Deser nazwałam a’la crème brûlée bo najbardziej mi przypominał w smaku i konsystencji. To zapewne dzięki połączeniu jajek oraz mleka skondensowanego. Środek placka się prawie rozpływa, dlatego warto podać go gdy jest jeszcze ciepły.
Bardzo dobrym uzupełnieniem słodkiego budyniopodobnego waniliowego wnętrza //z nutą pomarańczową – czemu mamy sobie odmawiać// są kwaskowe maliny. Z braku świeżych malin – obecnie chyba znajdujemy się w najdalszych antypodach sezonu malinowego – użyłam tych mrożonych. Nie mogę się doczekać aż wypróbuję ten przepis ze świeżymi malinami. Jestem pewna, że doskonale sprawdzą się tu też borówki, truskawki i jeżyny.
⬆⬆⬆ prezentacja dobrze wypieczonych brzegów placka. Ten egzemplarz naprawdę się udał! ⬇⬇⬇
Koniec zachwycania się, pora na konkrety czyli na przepis:
- 1 puszka ok 500 g skondensowanego niesłodzonego mleka
- 4 jajka
- 50 g startej skórki ze spażonej ponarańczy
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
- 3-4 łyżki ksylitolu
- 1 filiżanka* mąki pszennej
- 1 filiżanka* mąki owsianej
- szczypta soli
- Piekarnik nastawiamy na 190 stopni i delikatnie smarujemy olejem formę do tarty.
- Jajka wbijamy do miski i umiksujemy z solą na wysokich obrotach aby wtłoczyć w nie dużo powietrza. Gdy jajka będą puszyste, dodajemy je do mleka i następnie mieszamy z ksylitolem i skórką pomarańczową. Mąki mieszamy ze sobą w oddzielnej misce i dodajemy do reszty. Mieszamy do uzyskania gładkiej masy.
- Ciasto wlewamy do formy, na wierzchu układamy maliny bądź inne owoce. Pieczemy około 20-25 minut bądź do uzyskania złocistego koloru skórki.